Recenzja gry

Killzone 3 (2011)
Jim Sonzero
Jarosław Boberek
Edward Linde-Lubaszenko

Żyj i pozwól umrzeć

Po krótkim wstępie, w trakcie którego przechodzimy przyspieszony kurs obsługi broni oraz jesteśmy świadkami fabularnego trzęsienia ziemi, trafiamy w sam środek wojennego piekła.
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby połączyć ze sobą "Żołnierzy kosmosu", "Terminatora: Ocalenie" i "Gwiezdne Wojny"? Odpowiedź na to pytanie przynosi "Killzone 3" - kolejna odsłona popularnej strzelaniny, której znakiem rozpoznawczym jest gruby pancerz i hełm ze święcącymi się oczami.

Nową grę Guerilla Games najlepiej podsumowują słowa klasyka: na ekranie dzieje się dużo i ciekawie. Po krótkim wstępie, w trakcie którego przechodzimy przyspieszony kurs obsługi broni oraz jesteśmy świadkami fabularnego trzęsienia ziemi (nauki mistrza Hitchcocka nie poszły w las), trafiamy w sam środek wojennego piekła. Ze wszystkich stron atakują cię przeważające siły wroga, co chwila widzisz śmierć towarzyszy, a twój dowódca okazuje się marnym taktykiem. Nieważne, za którym węgłem się schowasz, i tak może zdjąć cię nadgorliwy przeciwnik z wielkim karabinem. Od  samego początku stoisz na straconej pozycji.

Bohaterami są wciąż sierżanci Sevchenko i Velasquez z planety Vecta. Choć odwetowa inwazja ich oddziału na planetę Helghan zakończyła się sukcesem, wróg nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Vectańscy żołnierze muszą się ewakuować, nim zostaną przerobieni na krwawy budyń. W tym samym czasie na helghańskiej wierchuszce toczy się walka o władzę między admirałem Orlockiem a potężnym przemysłowcem Stahlem.

Polityczna rozgrywka między oboma panami okazuje się najciekawszym wątkiem w "Killzone 3". Niby Orlock i Stahl są brzydcy, niesympatyczni i przypominają kolegów Adolfa Hitlera, ale snute przez nich intrygi potrafią podkręcić napięcie. Docenią je zwłaszcza fani politycznych thrillerów w stylu "Walkirii".

Po drugiej stronie barykady również toczy się konflikt. Najwyższy stopniem w oddziale kapitan Narville nie może wybaczyć Velasquezowi niesubordynacji (fani "Killzone 2" wiedzą, o co chodzi). Najpierw chce go postawić przed sądem wojskowym, ale gdy zaczyna brakować rąk do odstrzeliwania głów Helghastom, niechętnie zgadza się na jego powrót do gry.  Swoją drogą, Narville nie jest zbyt dobrym dowódcą. Raz zachowuje się tchórzliwie, kiedy indziej robi się butny. Wpędza tym samym podkomendnych w tarapaty. Błędy Narville'a naprawiają niestrudzenie Sevchenko i Velasquez, którzy rozkazy przełożonych mają tam, gdzie nigdy nie dociera słońce.

Wymiana zdań między mundurowymi nie może się, oczywiście, obyć bez "mięsistego" słownictwa. Przy okazji "Killzone 2" osoby odpowiedzialne za lokalizację wygładziły listy dialogowe, zastępując wyrazy na "k" i "p" mniej wulgarnymi odpowiednikami. Przypominało to słynny skecz Macieja Stuhra o lektorze cenzurującym amerykańskie filmy sensacyjne. Na szczęście w trójce nikt nie próbuje być świętszy od papieża i z głośników płynie potok soczystych przekleństw.

Są one miłym dodatkiem do tego, na co gracze liczą najbardziej, czyli trzymających za gardło i inne części ciała strzelanin. Te z kolei wyglądają w "Killzone 3" O-BŁĘD-NIE. Oczy wychodziły mi z orbit mniej więcej co kwadrans na widok kolejnych poziomów: apokaliptycznych krajobrazów w trakcie i po bitwie, lodowych wzgórz, egzotycznej planety zarośniętej przez rośliny robiące kuku, wnętrz bazy Helghastów czy wreszcie przestrzeni kosmicznej, w której bombardujemy statek wroga. Na naszym celowniku znajdują się prości szturmowcy, goście z miotaczami ognia oraz kuloodporne wielkoludy zaopatrzone w ciężką broń maszynową. Wyjątkowo kiepsko zniosłem bliskie spotkanie z przeciwnikami przypominającymi predatorów – jeśli nie wpakujesz w nich co najmniej pół magazynka, zanim zdążą do Ciebie dobiec, skończysz z ostrzem wbitym prosto w serce.  Nowością są wrogo nastawieni dżentelmeni z jetpackami na plecach. W jednej z misji sami  możemy sprawdzić możliwości mechanicznych skrzydeł. Mnie akurat jetpack zawiódł – urządzenie unosi bohatera zaledwie na parę metrów, a potem pozwala dwa razy użyć dopalacza zwiększającego prędkość. Trzeba uważać, by przypadkiem nie zakończyć lotu w wodzie. Wówczas nie pomoże nam nawet święty Marcin, patron żołnierzy.

Idąc z duchem czasu, Guerilla Games przygotowało nowego "Killzone'a" z myślą o telewizorach 3D. Jeśli macie je już w swoich salonach, możecie przygotować się na doświadczenie gwarantujące opad szczęki i wytrzeszcz narządów wzrokowych. Wchodzicie do Strefy Śmierci. Zostaliście ostrzeżeni. 
1 10
Moja ocena:
9
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones